Katecheza 17: Adoracja – odpoczynek w Panu

[Niedziela 03.04.2022 r – 17 rozważanie]

Papież Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii, cytując słowa św. Alfonsa Marię Liguoriego, napisał:

„Wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas” (EdE 25).

Dlatego w ostatniej katechezie byliśmy zachęceni do tego, by przez adorację przygotowywać się do Eucharystii i zostawać chwilę po Mszy świętej, aby podziękować Bogu za dar Komunii świętej. Dziś natomiast zastanowimy się, dlaczego adorację Najświętszego Sakramentu warto uczynić swoją stałą praktyką duchową.

 

Wielu ludzi uważa adorację za „stratę czasu”. Jednakże ci, którzy praktykowali tę modlitwę wiedzą, że przynosi ona ogromne owoce. Jednym z takich ludzi jest kandydat na ołtarze, amerykański biskup Fulton Sheen [czyt. Szin]. Był jednym z najsłynniejszych kapłanów XX wieku, napisał ponad 60 książek, mówił bardzo prostym i obrazowym językiem, a jego programy w radiu i w telewizji cieszyły się niezwykłą popularnością, choć głosił bardzo często trudne i wymagające treści. Od chwili święceń kapłańskich, przez całe życie, aż do swojej śmierci nie opuścił on ani jednej tzw. godziny świętej.
Codziennie, zgodnie z prośbą Jezusa z Ogrodu Oliwnego „Jednej godziny nie mogliście czuwać” spędzał minimalnie godzinę przed Najświętszym Sakramentem. W jednej z książek, spisał aż 15 powodów, dla których warto praktykować adorację. Wymieńmy dziś dwa z nich:

 

Pierwszym i najważniejszym powodem jest to, że jest to czas spędzony w Obecności sakramentalnego Pana. Jeśli ktoś ma żywą wiarę, niepotrzebny jest żaden inny powód, żeby do tego przekonywać.

 

Drugim powodem jest to, że w naszym zabieganym życiu bardzo potrzebujemy czasu, aby strząsnąć z siebie „demony południa” czyli doczesne troski, które przyczepiają się do naszej duszy niczym pył. Mamy tyle różnych zmartwień, że bez specjalnego czasu dla Pana Boga, możemy po prostu o Nim zapomnieć, uciekając jednocześnie od pomocy i słodkiego odpoczynku, który Pan Bóg chce nam dawać podczas adoracji. Chociaż znamy słowa Jezusa „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”, wcale się nie palimy, aby przyjść z naszymi problemami do Jezusa, tylko zazwyczaj chcemy je rozwiązywać sami.

 

Jesteśmy wtedy jak uczniowie z Emaus, których oczy są na „uwięzi”, a więc skupione na tym, co doczesne. Jednak gdy przychodzimy przed Najświętszy Sakrament, gdy czytamy Pismo Święte, On zajmuje z nami miejsce u stołu i sam objawia tajemnicę swojej obecności. Nasze oczy „otwierają się”, rozpoznajemy Pana Boga obecnego i działającego w naszym życiu, aż wreszcie dochodzimy do momentu, w którym nie chcemy odchodzić. Godzina wydaje się krótka. I pytamy:

„Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i wyjaśniał nam Pismo”?

„Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!” [EdE 25].

 

To, co opisują słowa z encykliki o Eucharystii było codziennym doświadczeniem naszego wielkiego rodaka. Opowiada się, że podczas jednej z pielgrzymek do Polski Jan Paweł II zatrzymał się na nocleg w ośrodku rekolekcyjnym w Zakopanem. Po całym dniu posługiwania, sędziwy Papież był ponoć tak zmęczony, że wyglądał, jak cień człowieka i inni księża niemal wnosili go do pokoju. Następnego dnia, gdy ksiądz odpowiedzialny za zakrystię przyszedł przed 6.00 rano, aby przygotować kaplicę dla papieża na Mszę świętą o godz. 7.00, zobaczył Jana Pawła II który od dawna już klęczał i adorował Najświętszy Sakrament. Ujął go wygląd papieża – pełen sił, radosny, skupiony, zatopiony w modlitwie. Jakby nie ten sam człowiek, którego spotkał wczoraj.

 

To samo doświadczenie miała Matka Teresa z Kalkuty. Gdy tworzyła regułę zakonną dla swoich sióstr posługujących w wielkim trudzie przy bezdomnych i opuszczonych, zarządziła najpierw adorację raz w tygodniu przez godzinę. W 1973 r. podjęła jednak postanowienie uczestniczenia w adoracji ze wszystkimi siostrami codziennie przez godzinę. „Mamy dużo pracy” – mówiła. „Nasze domy dla chorych i umierających nędzarzy są wszędzie zapełnione. Od czasu podjęcia codziennej adoracji nasza miłość do Jezusa stała się jeszcze bardziej bliska, nasza wzajemna miłość wzbogaciła się o lepsze zrozumienie, nasza miłość do biednych jeszcze bardziej się pogłębiła, a powołania zwiększyły się dwukrotnie. Bóg pobłogosławił nas wieloma wspaniałymi powołaniami. ”Matka Teresa polecała każdemu przynajmniej godzinę adoracji dziennie. Pewnemu księdzu, który próbował wykręcić się z tego obowiązku żaląc się jej, że ma dużo pracy, powiedziała: „W takim razie ksiądz powinien adorować Pana Jezusa dwie godziny dziennie!”

Tych troje ludzi doskonale zrozumiało i urzeczywistniało w swoim życiu prawdę, że człowiek nie umie kochać bliźniego sam z siebie. Że musi się tego nieustannie uczyć, a jego miłość potrzebuje ciągłego oczyszczania z egoizmu. Dlatego najlepsze, co może zrobić każdy człowiek, to udać się do Źródła Miłości i uczyć się od samego Boga, który jest Miłością. Skorzystajmy z tego zaproszenia!


Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam zdolności i ochoty, aby ta Eucharystia była dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa Pana naszego.

Amen.